W ostatnich tygodniach strażacy w różnych częściach kraju informowali o interwencjach, w których źródłem zadymienia okazał się … telefon komórkowy.
Tego typu sytuacje, choć wydają się nieprawdopodobne, zdarzają się coraz częściej.
Powód? Baterie litowo-jonowe, które stosuje się w większości smartfonów, tabletów i laptopów, są wrażliwe na przegrzanie i uszkodzenia. Gdy coś idzie nie tak, mogą nagrzewać się do bardzo wysokich temperatur, a w skrajnych przypadkach - zapalić się.
Coraz częściej mówi się o pożarach telefonów, a ich główną przyczyną są baterie litowo-jonowe. To nowoczesne, bardzo wydajne akumulatory, ale reagują wrażliwie na przegrzania, uszkodzenia i niewłaściwe ładowanie. Do zapłonu może dojść, gdy telefon nagrzewa się zbyt mocno. Przykładem jest używanie tanich, niecertyfikowanych ładowarek, pozostawienie telefonu na słońcu albo pod poduszką podczas ładowania. Ryzyko zwiększają też uszkodzenia mechaniczne i starzenie się baterii. Żeby się chronić, najlepiej korzystać z oryginalnych ładowarek i nie ładować urządzeń w nocy, kiedy śpimy. A jeśli zauważymy, że bateria puchnie lub telefon robi się nienaturalnie gorący - trzeba natychmiast przerwać użytkowanie - mówi Noemi Biel ze straży pożarnej w Ostrzeszowie.
Większości takich zdarzeń można łatwo zapobiec. Trzeba po prostu zwracać uwagę na pierwsze sygnały - przegrzewanie, wydłużony czas ładowania albo charakterystyczny zapach spalenizny.
Każde podejrzenie należy traktować poważnie. W razie niepokojącej sytuacji należy opuścić pomieszczenie, odłączyć urządzenie od prądu (jeśli jest podłączone) i wezwać straż pożarną.
Nasza szybka reakcja może zapobiec tragedii.
