Funkcjonariusz Robert Zarzecki wracał w nocy z rodzinnego spotkania. I na ulicy Gorzyckiej w Ostrowie na środku ulicy zauważył fragmenty ogrodzenia. Więc się zatrzymał, by je sprzątnąć, bo mogły być zagrożeniem dla innych kierowców. I wtedy okazało się, że niedaleko stoi samochód z wyraźnymi śladami kolizji.
Przy nim stało dwóch mężczyzn. Jeden tłumaczył, że pies wybiegł na drogę i stąd uszkodzenie. Ale żadnego psa nie było.
Kiedy podszedłem bliżej, kierowca zaczął się tłumaczyć i mówić, że nic się nie stało, że mogę odjechać - mówi Esce Robert Zarzecki. - Kierowca wyglądał na osobę pijaną. I faktycznie spytałem go, czy jest pijany. Ten odpowiedział, że jest ale to nie moja sprawa. I zaczął uciekać. Więc zacząłem go gonić. Kiedy go zatrzymałem zrobił się agresywny, więc musiałem go obezwładnić. W pracy mamy takie doświadczenie, więc nie było to trudne, choć mężczyzna stawiał opór. A potem przyjechała policja, którą zawiadomiła moja żona, która była ze mną w samochodzie.
Na miejscu też pojawił się strażak z ostrowskiej strażnicy, który również akurat tamtędy przejeżdżał. Ale jego pomoc już nie była potrzebna. Poczekał jednak razem ze strażnikiem więziennym do przyjazdu policji.
Jak się okazało, 29 - latek, który został zatrzymany, ma do odsiedzenia rok więzienia. Zresztą wcześniej także już był zatrzymywany.
Teraz zajmie się nim policja i prokuratura.
Nie jest to pierwsze takie zatrzymanie "po służbie". Mundurowi nie tylko zatrzymują nietrzeźwych kierowców, ale też pomagają, gdy ktoś potrzebuje pomocy.