- Mieliśmy nadajniki GPS, które nas lokalizowały i pozwalały rodzinom śledzić trasę w aplikacji, ale poza tym to był prawdziwy survival – jedziesz sam i radzisz sobie sam - powiedział ESCE Grzegorz Leśniak.
Czułem się szczęśliwy na tym rowerze- byłem ja I przyroda, góry, lasy. Zero telefonów, zero stresu I problemów dnia codziennego. Czułem wolność. Faktycznie było ciężko, bo pogoda nie dopisała. Przez trzy dni trasy wzdłuż wschodniej granicy lało niemiłosiernie. W Bieszczadach też było ciężko. Temperatura spadła do 1,5 stopnia Celsjusza, a ja wtedy spędziłem noc na wieży widokowej w lesie. Zmarzłem niemiłosiernie. Ale widok o świcie – wschód słońca nad górami rekompensował niedogodności.
To już kolejne rowerowe wyzwanie Grzegorza Leśniaka – w 2016 roku ukończył 6 górski maraton “1000 Mil Adventures”. Był wówczas jednym z 4 Polaków którzy przejechali tę trasę.
Rok temu była wyprawa przez Tatry, gdzie najwyższy odcinek w Rysach pokonał wnosząc rower na plecach.